Tysiąc książek

[0001] Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął

"Uważaj, zanim zaczniesz pić ze Szwedem, o ile nie jesteś Finem albo przynajmniej Rosjaninem."

Zdjęcie powstało we współpracy z moim chłopakiem ;).

"Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" autorstwa Jonasa Jonassona to jedna z lepszych humorystycznych książek, jakie zdarzyło mi się czytać (inna sprawa, że takowych czytałam niewiele). Do tego lekkie pióro i dobry warsztat pisarza sprawia, że powieść staje się idealnym relaksem i odskocznią od szarej codzienności. Podziwiam autora, że z opowieści pełnej absurdów, potrafił stworzyć tak spójną, logiczną i wiarygodną całość. Nic więc dziwnego, że jego "Stulatek..." wyskakując przez okno, wskoczył wprost na listę bestsellerów.

Tytułowy stulatek, Allan Karlsson, jest typem osoby, dla której "postanowić coś" oznacza tyle samo, co "coś wykonać", więc kiedy tylko w jego głowie zagościły plany ucieczki z Domu Starców, jego nogi już przechodziły przez okno, co zapoczątkowało ostatnią przygodę w życiu staruszka.

Poza brakiem analizowania swoich planów, główny bohater odznaczał się też szeregiem innych cech, które w ogólnym rozrachunku tworzyły komizm powieści i napędzały akcję. Przede wszystkim warto wspomnieć, że był całkowicie apolityczny, aseksualny (z jednym, drobnym wyjątkiem), areligijny, no i oczywiście – znał się na wybuchach i eksplozjach jak nikt inny. Umieszczając taką postać w realiach XX wieku (czyli w tym II wojny światowej), można by pomyśleć, że nie da się otrzymać nudnej lektury. Bo Allan, dzięki swoim umiejętnościom odróżniającym go od innych, czyli korzystania z mózgu i materiałów wybuchowych (nieraz także dzięki szczęściu i przypadku, a najczęściej – dzięki wódce), przeżył wiele, zdawać by się mogło, niemożliwych jak na jednego człowieka, przygód. W ciągu swojego stuletniego życia zdążył między innymi przejść pieszo Himalaje, zjeść kolację ze Stalinem, upić się z Trumanem czy osobiście poznać Mao Zedonga – każda z tych rzeczy sama w sobie jest już czymś, a to przecież jeszcze nie wszystko!

Jednak czy lektura w istocie nie była nudna, jest kwestią sporną. Najlepiej określiłoby ją słowo właśnie pomiędzy "nudna" a "ciekawa", bo choć w powieści dzieje się bardzo dużo, to łatwo wpaść w pewną monotonię, która każe na chwilę odłożyć czytanie i odpocząć. Natomiast bardzo podobała mi się kompozycja tej książki. Powieść wita nas sceną wyskakującego przez okno staruszka, potem zgrabnie przeplata wątki po ucieczce z Domu Starców z całą biografią Allana (aż od urodzenia), by pożegnać nas znów początkową sceną ze stuletnim uciekinierem. Zgrabne przeskakiwanie z wątków teraźniejszych do przeszłych wzmaga ciekawość, ale także zapobiega wpadnięciu w monotonię. Opowieść z "przeszłości" jest bardziej dynamiczna, więc powrót do "teraźniejszości" pozwala nieco złapać oddech, ale wcale nie sprawia, że jest nudno! Wręcz przeciwnie, nadal jest absurdalnie i równie, jeśli nie jeszcze bardziej, komicznie.

Humor tej pozycji zdecydowanie do mnie przemawia. Ja to jestem takim dziwnym człowiekiem, który prawie nigdy się nie śmieje na komediach, czy nawet kabaretach (rzadko nawet mi w ogóle zadrga kącik warg), a podczas czytania tej powieści sobie kilka razy szybciej wypuściłam powietrze nosem, co u innego człowieka być może przejawiłoby się jako śmiech. Taka miła odmiana od wszechobecnych, głupiutkich, amerykańskich komedii – w "Stulatku..." humor jest błyskotliwy, abstrakcyjny, no i czarny. Może warto o tym wspomnieć, bo, na przykład, ja, patrząc na okładkę z pociesznym staruszkiem w różowym stroju słonia, czarnego humoru się nie spodziewałam w ogóle. Pierwsze śmierci nieco mnie zszokowały, a nawet zniesmaczyły. Ale potem nauczyłam się czytać tę powieść z lekkim przymrużeniem oka i zaczęłam naprawdę czerpać przyjemność z lektury (o ile można czerpać przyjemność z czarnego humoru?) oraz doceniać jej walory humorystyczne. A rozbawić w różnoraki sposób potrafi niemal każda strona tej powieści, czy to absurdalną sytuacją, czy charakterem lub zachowaniem bohaterów, czy też  przez naturalny talent Jonassona do łączenia słów w zabawne zdanie.

Jak już wspomniałam o bohaterach, to może trochę rozwinę ten wątek. Nie są to wielowymiarowe, ewoluujące charaktery, ale w większości to "postacie jednej cechy". Na przykład taki Benny, z którym wszystkie gagi opierają się na tym, że studiował na dziesięciu różnych kierunkach studiów (z tym, dlaczego studiował na tylu kierunkach, również wiąże się zabawna anegdotka, ale jaka, to już dowiecie się z książki). Albo Herbert Einstein, ukrywany brat Alberta Einsteina, który, paradoksalnie, był wyjątkowo, wyjątkowo głupi, i właśnie na tym opierał się cały komizm tej postaci. Praktycznie każda postać jest karykaturalna i przerysowana. Na szczęście zanim zaczęło mnie to mocno irytować, zdążyłam przeczytać całą książkę.

W powieści fikcja miesza się z prawdą, a bohaterowie nieraz spotykają postacie historyczne. Jonasson musiał się zatem trochę nagłowić, jak wiarygodnie i spójnie wpleść wątek Allana w tyle wydarzeń, w tak różnych miejscach na świecie, i jak realnie stworzyć ten wątek przyczynowo-skutkowy. Tak samo przy akcji w 2005 roku, czyli od momentu wyskoczenia stulatka przez okno – od autora wymagało dobrego pomysłu i polotu, żeby w taki sposób przypadkiem zabić i pozbyć się zwłok dwóch osób. Jakkolwiek makabrycznie by to teraz nie zabrzmiało, moim zdaniem wyszło nieźle – niezbyt brutalnie, całkiem wiarygodnie i na dodatek zabawnie.

Spotkałam się z wieloma skrajnymi opiniami na temat tej książki –  jedni wychwalają, drudzy krytykują. A według mnie obie strony nieco przesadzają. "Stulatek..." nie jest może pozycją wybitną, ale nie jest też znowu tak zły. Niektóre momenty wydawały się naciągane, ale dla mnie cała książka jest absurdalna, więc mi to nie przeszkadzało. Wybrałam tę powieść, aby zrelaksować się i odprężyć umysł po sesji egzaminacyjnej, i się udało, a przecież taki chyba jest cel komedii, prawda? 

A Wy czytaliście "Stulatka..."? A może oglądaliście film? Jak Wam się podobało?

[0] START!

Cześć! Jestem studentką I roku automatyki i robotyki we Wrocławiu. Nie ukrywam, że choć moje studia mi się podobają, to gdzieś między analizą matematyczną a programowaniem, mam ochotę wyrazić się nieco bardziej artystycznie. Uwielbiam też czytać książki i zawsze po przeczytaniu nowej muszę podzielić się z kimś obszerną opinią na jej temat.
Z tego powodu stworzyłam Przegląd Książkowy, czyli mój kącik w internecie, w którym mogę podzielić się opinią na temat danej powieści. Będzie to też swego rodzaju challenge, gdyż mam zamiar w ciągu x lat przeczytać i opisać 1000 książek (stąd adres bloga). To się rzuciłam na głęboką wodę :D.
Jeszcze słówko na temat. Nie lubię czytać sztywnych recenzji, a też nie jestem pod tym kątem jakoś specjalnie utalentowana. Poza tym, jest mnóstwo blogów z recenzjami książek i już nie jest potrzebny kolejny. Dlatego będę dążyć do tego, aby moje posty miały nieco luźniejszą formę. Mam nadzieję, że uda mi się Cię zaciekawić, a także skłonić do dyskusji ze mną w komentarzach.
Pierwszy post już niedługo!




© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Freepik FlatIcon